Witajcie Drodzy czytelnicy tej strony,
za nami kolejne Sympozjum UPPL w Opolu w dniach 8-10 września, w tym roku związane także ze wspaniałym wydarzeniem – Kongresem Kultury i Historii Lekarskiej. Było wyjątkowo, wspaniale i na wyjątkowym poziomie. Licznie przybyli pisarze lekarze uczestniczyli w otwarciu Kongresu, którego głównym punktem programu był wieczór autorski naszych koleżanek z Opola: Joasi Matlachowskiej-Pali i Agnieszki Kani. Sala dosłownie pękała w szwach, zabrakło nawet dodatkowych krzeseł w Bibliotece Publicznej w Opolu. Odbyły się także warsztaty literackie, tradycyjne Tekstowisko i zwiedzanie Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu oraz uroczysta Gala Kongresowa w teatrze im. J. Kochanowskiego na której dało koncert prawie 240 lekarzy chórzystów z 16 Okręgowych Izb Lekarskich, a specjalnym gościem, który uczestniczył w tym muzycznym wydarzeniu był Stanisław Soyka. Sala teatru wypełniła się do ostatniego miejsca. Były wystawy fotograficzne, malarskie i wystawa ceramiki. Odbyła się sesja historyczna o medycynie. My spędziliśmy także miło czas podczas dwóch uroczystych kolacji w hotelu Centrum, gdzie raczono nas dodatkowo dźwiękami skrzypiec na żywo. Pogoda dopisała nawet za bardzo, gdyż panował słoneczny upał. Poniżej zamieszczam pisemne refleksje z naszego pobyt naszej koleżanki Aldony Kraus i zdjęcia Jej autorstwa oraz Witolda Malinowskiego, Piotra Wierzbickiego, Zbyszka jabłońskiego i Andrzeja Waltera.
Waldemar Hładki
KONGRES KULTURY i HISTORII LEKARSKIEJ W OPOLU
OBRAZ PIERWSZY
Wspomnienia z Opola to nie tylko moje fotografie i te liczne z nich prezenty, które znajduję przesłane mi przez Przyjaciół z UPPL w telefonie, to cudne, niezapomniane obrazy tego, co tam, razem dane było nam przeżyć.
Opole było i jest polskie, i takie piękne. W tych wrześniowych, upalnych dniach w historycznej stolicy Górnego Śląska trwał II Kongres Kultury Lekarskiej i Dziedzictwa i Historycznego. Gospodarzem tego wydarzenia była Opolska Izba Lekarska.
W Opolu wszędzie blisko, więc w drodze do miejskiej Biblioteki na pierwsze spotkanie Kongresu pokłoniliśmy się książętom opolskim, podziwialiśmy mijane domy i kościoły , ulice, przyrodę, miejski ruch i gwar. Ludzi, którzy wypełniali kawiarnie i kawiarenki, radośni. Często całymi rodzinami.
Uczestniczyliśmy w uroczystym otwarciu Kongresu.
Nasz z UPPL Jarek Wanecki – Kierownik Ośrodka Kultury i Dziedzictwa Historycznego NRL, spirytus movens tych wydarzeń tak, z uśmiechem je zapowiedział :”To będzie zjazd inny niż dotychczasowe. W stolicy polskiej piosenki spotykają się wszystkie lekarskie aktywności artystyczne i historia. Dysponujemy niespotykanym w skali światowej potencjałem twórców lekarzy w wielu dziedzinach sztuki. Warto tego doświadczyć”.
Pani Prezes ORL w Opolu Jolanta Smerkowska – Mokrzycka witała nas serdecznie, z uśmiechem zapraszając na wszystkie wydarzenia. W tym dniu jeszcze na otwarcie, zaraz po spotkaniu wystawy malarstwa i na Swą wystawę ceramiki.
Nasz UPPL Prezes, Waldek Hładki zaczął spotkanie uśmiechnięty i wzruszony i to, On dał znak i rozpoczęła się uczta Poezji i Prozy .
Na scenę Biblioteki Joasię Matlachowską – Palę wniosły Jej wiersze, a Agnieszkę Kanię, Jej poetycka proza.
Było cicho, tylko spokojny głos Joasi opisywał wierszem człowieka chorego, zmaganie z choroba, zwycięstwo lub jego śmierć. Niekiedy samotnego w swym bólu, ale i tak często z lekarzem, i tymi spod znaku Medycyny, którzy są przy chorym i niosą ulgę obecnością, fachową wiedzą w działaniu – wspierają miłością.
Agnieszka dzieliła się z nami w swych prawdziwych do bólu, budzących grozę, tragicznych, dokładnych wręcz opisach z tym, co w Medycynie nazwano Patologią. Wszystko takie prawdziwe. I z nią spotkała się w życiu swoim , życiu lekarza.
My słuchacze, my lekarze też spotkaliśmy się.
Naraz, byłam nie w Opolu, a w Warszawie, w Szpitalu Bielańskim. Oddział Chirurgii Dziecięcej. Patologia Noworodka. Który to już raz tu badam, który to raz wchodzę do Sali ze ściśniętym gardłem, dreszczem i choć pochylam się nad tak niepojętym cierpieniem, po krzyku serca Dlaczego! Pragnę zdrowia, nie patologii u naszego Dziecka, u Każdej z Tych Kruszyn.
I Agnieszka zadaje to pytanie – Dlaczego?
Oczy mam suche, choć łzy palą gdzieś w gardle, a serce to, od od małego chcące być lekarzem, a serce, 55 letniego teraz lekarza połamało się na kawałki.
Wiem. Medycyna nigdy nie odpoczywa. Ciągle walczy, choć droga to stale pod górę, ale na szczyt, po ZDROWIE – NASZE ZDROWIE.
Aldona Kraus
OPOLE 8 września 2023
Sympozjum – plakat Opole 2023. docx
A teraz piękny tekst Agnieszki Kani o kongresie i plenerze malarskim w Turawie.
Dziękuję Agnieszko za Opole.
PORUSZENIE
O Kongresie Kultury i Historii Lekarskiej w Opolu
Kongres Kultury i Historii Lekarskiej zaczął się przed kongresem. I to wcale nie w Opolu, ale w Turawie. Droga do „Jowisza” wiodła wzdłuż jeziora i skręcała ostro w las. Ciągnęła się w gęstwinie, kręciła i owijała wokół domków wczasowych pamiętających jeszcze Edwarda Gierka. Gubiłam się, wracałam na główną krzyżówkę, pytałam przechodniów o adres, aż w oddali zobaczyłam sylwetkę malarza lekarzy – Mieczysława Chruściela. Jak w piosence wyszedł na powitanie i czekał na rozstaju dróg. Trudno o lepszy początek, szczególnie że nieco dalej, pomiędzy sosnami, stała jasnowłosa Chruścielowa żona, do której wszyscy zwracają się Mirunia. Bo taka jest.
Lekarze–malarze tydzień spędzili na plenerze. Wystarczyły im skromne baraki, stołówka, taras, piasek nad wodą i marszczące się jezioro obsiane żaglówkami. Do „Jowisza” przywieźli sztalugi, kredki, farby, ołówki i pomysły. Przytargali też codzienność. Przez kilka dni dobijała się ona do ich pracowni, a potem skuliła się w kłębek i pozwoliła o sobie zapomnieć.
Plener żywił się swoim rytmem. Dyskusje o sztuce, wspólne śniadania i późne kolacje, widoki, spacery, bliskość i rywalizacja rozbudziły zmysły, kazały wejść głęboko w obrazy, poszerzyć postrzeganie i doświadczanie malowania. Uczestniczki i uczestnicy pleneru tworzyli z werwą i zapałem. Czego na ich obrazach nie ma! Są barwy, faktury, kształty, postacie ludzkie i nieludzkie, abstrakcje, elementy architektury i pejzaże.
Przechadzając się między płótnami, słuchałam zwierzeń Anny Boszko. Mówiła o przychodni na prowincji, spapranych przepuklinach i pogmatwanych życiorysach, przeżartych wątrobach i przebimbanych spadkach. Na jej obrazach kłębią się złociste węże i fioletowe pióropusze, pomarańczowe smoki i soczystozielone trawy. – Chcę się wżyć w kolor zanim mnie dopadnie szarość – tłumaczyła artystka. Torakochirurg Jacek Cieżkowicz opowiadał mi o mostkach ciętych piłą, żebrach wiązanych metalową żyłką i płucach ratowanych od odmy. Na obrazie Chrystus rozdarty w pół. Połówki ciała nie pasują do siebie, jakby podziału dokonał jakiś lekarz samouk. Na innym znów płótnie rozdwojenie. Rozszczepienie. Zwielokrotnienie tych samych bytów. Bardziej kosmicznych niż ziemskich. Cieżkowicz tworzy światy równoległe, osobne, powikłane jak choroby. Szłam dalej, mijałam „Nowe Jorki” Katarzyny Chojnackiej-Pniewskiej, „Tanga” Grażyny Szukalskiej, aż zatrzymała mnie szara plama parasola na tle czystego nieba. Miałam wrażenie, że to dzieło Józefa Czapskiego. On nie tylko patrzył (i to tak wnikliwie, że musiał wydać „Patrząc”), nie tylko czytał (ogłosił więc „Czytając”), ale też słuchał i współodczuwał, kochał i cierpiał, tęsknił i zwodził, jednych ludzi przyciągał, drugich odtrącał, i oczywiście malował. Krytykowany przez kapistów, socrealistów, abstrakcjonistów, ekspresjonistów, idealistów, naturalistów, futurystów etc., po swojemu kadrował codzienność. I na każdym kroku potykał się o samotność. Swoją i cudzą.
Weźmy na przykład „Cafe de la Concord”: na obrazie uszaki obite fioletowym welurem. Lepią się do siebie bokami jak ławki w przedziale kolejowym. Nad oparciami wiszą brudne pejzaże w złoconych ramach. Przed każdym fotelem stolik – okrągły, nieduży – na jedną filiżankę i jeden talerzyk deserowy. W kawiarni pusto jak w pudełku po butach, bez spotkań, pogaduszek, duetów. Obraz Włodzimierza Cerańskiego to plaża, jezioro, szary parasol. I cienie pary. Wyzbyły się ciał, porzuciły osoby, do których należały. W tym podobieństwie do Czapskiego nie chodzi nawet o sposób malowania, kolorystyczny ład i szerokie plamy. Idzie o aurę. Poczucie wyobcowania, oderwania. Nieprzynależność.
Natomiast obrazy Mieczysława Chruściela przypominają Balzakowskie powieści. Są na tych portretach lekarze i lekarki, ludzie powabni i butni, wytworni i hardzi, ceniący sobie spokój i podejmujący ryzyko, kokieteryjni i wyniośli, swobodni i wycofani. Zalotni, ale na swoją nutę. Raczej pragnący niż zdobywający. Jakby ich zalotność karmiła się wyłącznie pogonią i nieosiągalnością. W niektórych sportretowanych osobach wyczuwa się prostotę, jasność i elegancję ducha. Ktoś wygląda jak zawadiacki światowiec, ktoś inny jak strażak albo cieśla. Jeszcze z kogoś zakpił sobie los. Artysta tę kpinę uchwycił i przelał na płótno. Pozwoliły mu na to zamysł i talent.
Lekarze – malarze i rzeźbiarze, pisarze i chórzyści, fotograficy i historycy medycyny spotkali się w Opolu, aby debatować, występować i zwiedzać. Dzielili różne pasje, zgadzając się w jednym, że sztuka medyczna potrzebuje sztuk pięknych (les beaux
arts). Oficjalne otwarcie kongresu odbyło się w piątkowy wieczór, 8 września 2023 roku w Bibliotece Miejskiej przy ulicy Minorytów w Opolu. Tego dnia zderzyły się tam trzy różne wydarzenia: finisaż wystawy „Fotografia po godzinach” Jolanty Smerkowskiej-Mokrzyckiej, finisaż wystawy „Rzeźbię, więc jestem” Stanisława Mysiaka i wieczór autorski „Pomiędzy” Joanny Matlachowskiej-Pali i Agnieszki Kani, w ramach spotkania Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, pod przewodnictwem Waldemara Hładkiego. Słuchacze i widzowie spacerowali z miejsca na miejsce, przemieszczali się pomiędzy zdjęciami, szkliwioną ceramiką, poezją i prozą. Każde z tych miejsc miało ludzki wymiar, dotykało doli i niedoli człowieka, losu zapisanego w różnych językach sztuki.
Sobotni wieczór uświetniła gala w Teatrze Jana Kochanowskiego. Widownia zapełniła się po brzegi, ważni goście siedzieli od piątego rzędu wzwyż, mniej ważni – gdzie bądź. Załapałam miejsce w drugim rzędzie od dołu, tuż za budką suflera. Zadzierałam głowę i mrużyłam oczy, bo szperacze sceniczne oślepiały. Kongres otworzyli prezes Opolskiej Izby Lekarskiej Jolanta Smerkowska-Mokrzycka i Jerzy Lach – redaktor naczelny Biuletynu. Opowiadali o latach przygotowań, odroczeń, niepewności. Były podziękowania, ukłony, posypały się nazwiska włodarzy i sponsorów. Co któryś wstawał, kiwał głową, widownia wtedy klaskała lub się ociągała. Nie było chyba wojewody ani marszałka, byli za to zwykli doktorzy, doktorki. I śpiewający medycy. Do Opola przyjechało dwieście sześćdziesiąt chórzystek i chórzystów z całej Polski. Zżerała ich trema, bali się, że pogubią rytm, wypadną z tonacji, sfałszują, zapomną tekstu, przyśpieszą lub zwolnią. Ćwiczą tyko raz w tygodniu: po dyżurze, między szpitalem a gabinetem prywatnym, kieratem i wakacjami, domem i receptami. Uczą się nut, oddechu z przepony, śpiewania altem, sopranem i tenorem. Potem szyją suknie do ziemi, glancują buty, poszerzają garnitury i wychodzą na scenę.
Sobotnia gala to aranżacje znanych przebojów na wiele głosów: „Pod Papugami”, „Prawy do lewego”, „Śpiewać każdy może”…. Chórami dyrygowały prawie wyłącznie kobiety, czuło się tam fascynację, entuzjazm i zamiłowanie. Prowadzący widowisko Jarosław Wanecki – przewodniczący Komisji Kultury Naczelnej Rady Lekarskiej, raz po raz uciszał widownię, bo udzielił się jej zapał i śpiewała ze sceną. To było coś! Słuchowisko i widowisko. Lekarki z Lublina podrygiwały w kolorowych sukienkach w kropy. Chór z Bydgoszczy, wielki jak garnizon wojskowy, grzmiał z estrady. Krakowski chór z dyrygentką – lekarką po konserwatorium muzycznym, porwał żywiołem. Olsztyński chór to już prawdziwy wirtuoz, a opolski chór brawurowo wykonał przebój Czesława Niemena. Po występach chórów miał swój recital Stanisław Sojka. Śpiewał poprawnie, jak to on. Ale czuło się, że to jego praca, kolejny koncert, miejsce, widownia. Jakże to inne doświadczanie muzyki. Wśród chórów wrzenie i głód, a tu chłodny profesjonalizm.
Na zakończenie kongresu odbył się jeszcze jeden koncert, w kościele na Górce. Kiedy z wysokości organów zagrzmiał opolski chór lekarski, zadrżał obraz z ołtarza głównego. Święty Wojciech, któremu daleko do biskupiego przepychu – żadnych haftowanych ornatów i ciżemek obszytych jedwabiem, zakołysał się niezgrabnie. Poruszyła go sztuka medyczna.
Zbyszek Jabłoński przysłał mi artykuł „Krótki Rejs po medycynie i Literaturze” , który wygłosił na XXIII Konferencji Absolwentów Wojskowej Akademii medycznej. Zamieszczony w materiałach zjazdu, oraz w Pomorskim Magazynie Lekarskim. Zapraszam do lektury.
W. Hładki
KRÓTKI REJS PO MEDYCYNIE I LITERATURZE
Nie będzie to stricto tekst naukowy, lecz bardzo osobista podróż przez Czas, z dywagacjami literackimi i refleksjami na temat: Medycyna w Literaturze i literatura w medycynie.
Wyrażając się żeglarskim slangiem; Będzie to rejs przez wieki; od początku cywilizacji, bo przecież wg Biblii” Na początku było słowo”, a dopiero potem cała reszta. A że „Reszta… jest milczeniem” podsumował słowami Hamleta William Szekspir.
W jakim celu, więc będę żonglować słowami, zdaniami, tytułami, treścią dzieł literackich od opowiadań, powieści do poezji? Cóż. Spróbuję to rozwikłać. Encyklopedia ujmuje to tak: Literatura; lapidarnie rzecz biorąc jest zbiorem liter, słów, zdań, utworów, tworzących określone hasła, idee. To ogół twórczości piśmienniczej danego narodu, epoki lub całej ludzkości charakterystyczny tylko w odniesieniu do człowieka. Z kolei Medycyna jest dziedziną wiedzy, zajmującą się funkcjonowaniem człowieka, jako istoty żywej, nie zawsze w pełni sprawnej i wówczas przywracaniem jej do zdrowia, czyli zachowaniem równowagi procesów życiowych. Podsumowując; Medycyna i literatura wzajemnie się uzupełniają, przenikają, a ten związek istnieje od; Awicenny (perski lekarz i filozof autor 400 książek) Galena (rzymski lekarz filozof i pisarz) Herodota (grecki historyk, ale opisał wojny z Persją w tym „Opowieść o lekarzu Demokedesie), Owidiusza (poeta, ale zacytuję jego powiedzenie: „Medycyna jest sztuką czasu”), Sofoklesa ( grecki tragik, ale i polityk i dowódca) wprowadził w Atenach kult Asklepiosa – rzymski odpowiednik Eskulapa), poprzez Dantego, Czechowa, Kartezjusza po Fryderyka Schillera( autora „Ody do do radości” hymnu Unii Europejskiej, Boya Żeleńskiego, Stanisława Lema, Andrzeja Szczeklika i wielu, wielu innych; że wymienię tu jeszcze doktorów medycyny: Wasilija Aksjonowa (Leningradzki Instytut Medycyny), (autora Gwiezdnego biletu), z którym miałem okazję spotkać się jeszcze, jako student na wycieczce do Moskwy zanim wyemigrował do USA, Michaela Crichtona (kończył Harward) (autora słynnej powieści „Park Jurajski”, sfilmowanej przez Stevena Spielberga. Samo wymienianie nazwisk lekarzy uprawiających literaturę zajęłoby kilkadziesiąt stron, byłoby, zatem bez sensu. Chociaż, temat można ująć również inaczej; na przykład wyliczając tytuły klasyki literatury światowej, w których bohaterami byli lekarze. Od Egipcjanina Sinuhe (XIV p.n.e), przez doktora Żiwago Borisa Pasternaka, dr Watsona z książek Arthura Conan Doyla, dr Tamtena z „Zazdrości i Medycyny” Michała Choromańskiego, Adama Majewskiego, autora i bohatera wspomnień p.t.” Wojna ludzie i medycyna”, dr Stephena Maturina z „Pana i władcy na końcu świata”. „Doktora Dolittle – i jego zwierząt„, Prof. Rafała Wilczura z powieści „Znachor” Dołęgi Mostowicza i wielu innych. I tu nasuwa się następny dylemat: Samo wymienienie tej czy innej pozycji natychmiast znajdzie adwersarza, dla którego ważniejsza będzie inna książka, inny bohater, inna postać. Niech wybrzmią tu dla przykładu; dr Tomasz Judym z „Ludzi Bezdomnych” Stefana Żeromskiego, „Dr Jekyll i PAN Hyde” (w jednej osobie oczywiście) z noweli Roberta Luis Stevensona, czy dr Ravic z powieści Ericha Marii Remarqua ” Na Zachodzie bez Zmian”. Film wg tej powieści zdobył tegorocznego Oskara. Istniejąca od wielu stuleci aktywność literacka lekarzy, pisze we wstępie do „Encyklopedycznego Słownika Lekarzy pisarzy w literaturze światowej” Bronisław Seyda, nie stanowi żadnej odrębności ani jakościowej ani ilościowej. Wpływa to niewątpliwie z jednej strony na humanizację medycyny, a z drugiej wywiera wpływ na pogłębienie istoty ludzkiej, co wzbogaca również literaturę. W tymże encyklopedycznym słowniku na przeszło 390 stronach autor prezentuje sylwetki 1207 lekarzy, uprawiających wszystkie formy literackie, od poezji po dramat. Zamieszcza krótkie biogramy lekarzy-pisarzy 65 narodowości od Chińczyków poprzez Czeczenów do Wenezuelczyków. Najwięcej wymienia Niemców( 137), następnie Polaków (135), Austriaków (109). Po kilkadziesiąt nazwisk mają Włosi, Rosjanie, Anglicy, Francuzi, Rumuni, Hiszpanie, Holendrzy. Jeszcze mniej jest Szwedów, Greków, Duńczyków. Są to głównie Europejczycy. USA obejmuje 43 nazwiska, inne kraje zaledwie po kilka. W Polsce istnieje stowarzyszenie pod nazwą Unia Polskich Pisarzy lekarzy, która niedawno obchodziła swoje 55 lecie. Aktualnie zrzeszonych w niej jest około 80 lekarzy publikujących swoje książki prozatorskie, poetyckie, scenariusze filmowe czy dramaty. Unia posiada swoją stronę Internetową, na której można szczegółowo zapoznać się z historią i aktualnościami. Głowna siedziba jest w Krakowie, posiada bibliotekę w dawnym Domu Literatów gdzie po II wojnie światowej mieszkało większość znanych polskich twórców, m in. Wisława Szymborska, Czesław Miłosz czy Konstanty Ildefons Gałczyński. Ale są lekarze piszący i publikujący niebędący członkami ww. stowarzyszenia, o znanych i popularnych nazwiskach jak: Kuba Sienkiewicz, Jerzy Woj. Wojciechowski, Stanisław Sterkowicz, Ałbena Grabowska ( „Stulecie Winnych”- serial TV, Libretto do musicalu „Kopernik”)), Wanda Półtawska (przyjaciółka Świętego Jana Pawła II( „I boję się snów”, „Boże pochodzenie człowieka”).W ostatnich latach znacznie wzrosła liczba autorów publikujących w Internecie i na wielu stronach społecznościowych. Wymienię portal zatytułowany „WYCZYTAJ.Pl”, który publikuje alfabetycznie nazwiska 216 poetów z całego świata i ich 9770 wierszy. W tym zbiorze znalazło się moich 17 tekstów, co odnotowałem z niemałym zdziwieniem, ale i dużą satysfakcją, bo nie znam twórców tego portalu. Zakończę ten szkic wymienieniem kilkunastu nazwisk światowej sławy nie zawsze kojarzących się, że uprawiali zawód lekarza. W kolejności alfabetycznej są to: Arystoteles, Alighieri – (bardziej znany, jako Dante), Avicenna, Claude Bernard, Aleksander Borodin (rosyjski kompozytor), Michaił Bułhakow(powieść „Mistrz i Małgorzata”), Antoni Czechow, Kartezjusz, Artur Conan Doyle (twórca Sherlocka Holmesa), Zygmunt Freud, Konrad Lorenz ( Noblista), Francois Rabelais, Albert Schweitzer, Hans Selye („Stres życia”). Z Polaków najbardziej znane nazwiska to: Mikołaj Kopernik, Stanisław Lem, Tadeusz Żeleński (BOY), Antoni Kępiński, Julian Aleksandrowicz, Władysław Biegański, Józef Bogusz, Bolesław Wieniawa Długoszowski ( generał -poeta), Kazimierz Dąbrowski (twórca Dezintegracji pozytywnej), Ludwik Gąsiorowski, Janusz Korczak( „Król Maciuś pierwszy”), Wacław Korabiewicz, Arnold Mostowicz, Adam Majewski, Felicjan Sławoj Składkowski (polityk- premier rządu) Andrzej Szczeklik. Z patriotyzmu regionalnego wymienię: śp. Tadeusza Kielanowskiego i Jana Niżnikiewicza, ( z którym byłem na jednym roku) a jego twórczość przenosiła nas w czasy starożytnego Egiptu, twórców regionalnych Floriana Ceynowę, Huberta Pobłockiego (ojca światowej sławy pianistki) oraz kompletnie zapomnianą dr med. Nadzieją Bittel- Dobrzyńską, której wspomnienia w książce p.t. „Jak wiedźma Agrypina znachorstwa mnie uczyła„, utrwaliła wiele urokliwych wierzeń, zaklęć i sposobów leczenia medycyny ludowej.
Zbigniew( Komandor) Jabłoński
Nasza Unijna Koleżanka Alicja Kayzer jest nie tylko poetka ale także malarkę. Pisze piękne, wrażliwe, romantyczne wiersze i sama je recytuje w sposób wyrazisty i pełen aktorskiego dopełnienia. W tym roku za swoje osiągnięcia artystyczne otrzymała kilka nagród.
Gratulujemy.
Waldemar Hładki