„10 lat Nadmorskich Spotkań Literackich” – Antologia
***
Czyjś uśmiech
Zwiewna sukienka
I zapominasz…
Później wracasz
z twarzą zastygłą
Spojrzeniem obojętnym.
Jesteś….Ale nie dla mnie.
Uśmiech niby dziecka
okazał się pajęczyną
dla skrzydeł Twego serca.
***
Łzy
Dlaczego?
Czekałam.
Ukryłam się
przed Tobą
Muszelka
Chciałabym wniknąć
w muszelkę ślimaka.
Zamknąć się w otolicie
wyżłobionym wodą.
Odejść choć na chwilę
od tych których kocham
których nienawidzę.
Zanurzyć się w samotność.
Skleić dzień
co przeszedł mimo.
Ujarzmić pustkę
panoszącą się
od wczoraj we mnie.
Niepewność
Czy nie dotkniesz
już mojej dłoni
nie muśniesz
szyi i włosów?
a ja w kącik ust
cię nie pocałuję?
Spłoszeni brutalnością
schroniliśmy swe dusze
w pancerz obojętności..
Ale przecież
pod taflą lodu
zostało coś
ze wzruszeń
i woni niezapominajki?…
***
Niosę to wrażenie
oburącz jak granat
Tkwi we mnie jak cierń
Nie pozwala spać
Każe mi marzyć
Zatracać się w odurzeniu
Boję się, że wybuchnie
Porani nas oboje
I odtąd już nie będzie
świata wokół nas
Odkrycie
Chciałam pisać
jak najwięcej.
Pokazać sobie
lub innym
swoje serce drżące
na przemian to żalem
to tęsknotą …
Już wiem –
nie obok życia
jestem , lecz w nim.
A mimo to szukam
czegoś, co inne.
Nie – takie zwykłe j a k…
Chciałam powiedzieć
że filiżanka albo makaron
to takie z w y k ł e rzeczy…
Lecz słońce zaglądające
do mojej kawy
i zwykłego spaghetti
kazało mi zrozumieć
że nawet to, iż siedzę
i istnieję wśród
codziennych rzeczy …
Jest Zjawiskiem
Niepowtarzalnym.
Pląs
Palce… Niespokojne…
Rozigrane… krnąbrne…
Pląsają w zapomnieniu.
Białe… Czarne… Białe…
Zatrzymują się… Zrywają…
Spowalniają… Znów biegną…
P o s k r a m i a j ą
nieposłuszne klawisze…
A te wstają butnie… jęczą…
Mówisz, że mrok kniei?…
że krzyk sowy nocą…
szelest skrzydeł motyla…
Tętent koni? I burza?…
Kląskanie kropel deszczu?…
Tak, tak… ale posłuchaj…
To przecież kroki palców
biegnących z impetem…
To ekstaza pląsu…
A tym tańcem one
jak poszumem wiatru
jak podźwiękiem deszczu
jak poszeptem liści
zupełnie nieświadomie
stwarzają Muzykę…
Potok
Jak potok górski
spływamy tocząc
swe fale po grani
niosąc je do oceanu.
I zda się, że nurt
niezmienny, kierunek
wciąż ten sam.
Nawet, gdy żwir
piasek i kamienie
Lecz czasem gest,
słowo, człowiek
czy zdarzenie
jak skała podwodna
lub kamień
szorstkością skrzący
niczym tama
fale spiętrzający ów nurt życia
odwraca i zmienia.
* * *
Spojrzałam
w oczy
Wieczności
I wiem,
że mogę
w nią
wniknąć
tylko
przez
Miłość
***
… tyle
przemilczanych słów
zatrzymanych gestów
spojrzeń zgasłych
pod powiekami
tylko po to
byś nie domyślił się
że Cię kocham
Antologia „Nadmorskie Spotkania Literackie 2019”
Pieśń dziewczyny rannego żołnierza
Twoje oczy zmęczone. Szarą mgłą zasnute.
Patrzą i nie widzą… Lecz czy kiedykolwiek
tak patrzyły, żeby aż pragnęły?…
Patrzyły na mnie . Podziwiały.
Ale na podziwie wszystko się skończyło.
Nie mówiłam nigdy o miłości
wiedząc, że kraj Cię wzywa w szeregi walczących.
Poszedłeś więc drogą swoją
Ja szłam swoimi splątanymi ścieżkami
A w każdym ich miejscu przecięcia
dźwięczało Twoje imię …
Odbierały spokój wizje, wspomnień brzemię
Sny pełne kolorów. Nie wiedziałeś o tym.
Wiedzieć nie możesz, że wiele nocy
wiele wieczorów myślałam
tylko o nas. O mnie i O Tobie…
…Dźwięczała muzyka, ktoś śpiewał
Grał na fortepianie… I my otuleni
mgłą bajkowych spełnień. W korowodzie
świateł czy zieleni. Nasze ręce, oczy …
ciała… I codzienność, która może zmienić
MIŁOŚĆ… Nasza werwa połączona
i niosąca nas przez wichry, burze
połamane mosty… I przez ogród
który wyściełają róże. Nic, że kłują,
ranią nam palce, ciała… – p a c h n ą…
Delikatna woń i to , że pośród nich
MY – razem – nam wystarcza…
Och marzenia!!!
Ułudo wszechogarniająca .
Tyle lat minęło…
Z wojny nie wróciłeś
Ślad w popiele zniknął…
Krótki list. I guzik złoty,
który Ci przyszyłam.
Słowa, żeś pod brzozą pochowany.
Ile brzóz po drodze całowałam…
Ile lasów – brzezin przeszukałam..
Krzyży i światełek…
Krzyży z kłosów, maków, chabrów
I patyków zwykłych na polach, łąkach,
w ostępach rozstawiałam…
I minęły lata wśród wrzosów, westchnień ,żalu
A później i radości – żeś poległ za Ojczyznę
w chwale i w imię wolności, żeś kraju bronił
A łuna zwycięstwa nad Polską zaświeciła
I rokrocznie rozkwita w Dzień Niepodległości…
Lecz nie żyjesz… Nie żyjesz… Nie ma Cię?…
pośród lasów , mgieł, zieleni, treli ptasich ?
I nagle…. Ujrzałam kiedyś Ciebie… Drżały mi ręce,
Oczy mi płonęły… Ale uczucia moje –
kazałam im – zasnęły , żeby budzić się
przy każdym następnym spotkaniu…
Szrapnelem trafiony. Twarz zastygła w maskę.
Obca, zniekształcona. Oczy za szklistą zasłoną
świata nie widzące… TO JA – krzyknęłam –
To JA… Ale Cię szarpnęło dziewczę przy Tobie
stojące. To sanitariuszka . – Czoło rozłupane
i kości strzaskane z błota wyciągnęła.
Suknią swa otarła , rany pozszywała
i pielęgnowała… Życie przywróciła.
Pamięci nie oddała…. Mądrość i więź z rodem
w przestrzeń uleciała amnezją objęta. Czułych
słów , zapachów, barw, dotknięć , drgnień serca,
imienia swego nie pamięta.. Żoną Twoją
obok Ciebie stała . A za Wami dziecię…
„NATASZO, co za Pani…? ” głos znajomy słyszę.
Coś się we mnie zwichnęło , coś boli.
Myślę znowu o Tobie. O bajce, którą sobie
wyśniłam… I wiem ,że to niedobrze, iż tyle
myślałam , tyle marzyłam o Tobie…
A gdy jestem sama wśród czterech ścian
pokoju, na ulicach lub w bramach mych znajomych…
Znów nie znam spokoju… pragnę Ciebie,
Twojej obecności, słów ciepłych,
okruchów czułości i choćby uśmiechu…
Chociaż i zawsze taka obojętna byłam….
– — U d a w a ł a m —
A Tyś tego nie wiedział…
( … że są takie oczy,
co dla niego płoną
nikt mu nie powiedział … )
Piękne kwiaty. Smutne liście mego serca
czemu żalem i tęsknotą nadal szeleścicie ?
Czemu Was me ręce już dawno
nie pomięły ? … Te oczy choć patrzyły
na mnie, podziwiały – prócz chwały kraju
i wolności dla nas nigdy nie pragnęły ….
Bryza morska
Tafla wody niewzruszona.
Metalicznym blaskiem lśniąca.
Jakby senna . Jakby rozmarzona.
I nagle wiatr zawiał.
Wzburzone fale wzniecił.
Deszcz ożywczych kropel przyniósł
skrzących się w blasku wschodzącego słońca.
Zaszklił powieki twarz i dłonie.
Mgłą otulone. Bryzą zroszone.
Barwą bursztynu. Smakiem soli
przepojone wspomnienie
roztargało myśli o Tobie.
Chcę byśmy byli razem.
Byś całując z tkliwym czuciem
wargi słone. Zdmuchując
drobiny piasku z dłoni mojej
szeptał – Jestem szczęśliwy.
Teraz. Z Tobą.
Czy chcę – może oznaczać b ę d z i e ?
Bryzo morska podmuchem wiatru zrodzona
Wietrze szemrzący lutnią na grzbietach fal
Zanieś mu tęsknotę moją
Muśnij go skrzydłem łabędzim.
Napełnij oczekiwania niepokojem.
Wiersz” Bryza Morska ” zdobył II miejsce w konkursie jednego wiersza pod tytułem właśnie „Bryza”,podczas pleneru literackiego w Międzywodziu, zorganizowanym dla Unii Polskich Lekarzy Pisarzy -2018 r.
***
Człowiek człowiekowi wilkiem
Takie to strywializowane.
A przecież tak jest.
Przemoc, gwałt ,policzek,
razy, cios za cios.
Tak, a jeszcze
bardziej boli słowo,
niźli uderzenie. Rana ciała
goi się. Słowo całe życie
się pamięta… Parzy
płomieniem upodlenia,
niemocą czasu cofnięcia.
Dobrze chociaż,
że liść zielony czasem
zadrży rosą .Przypomina,
iż jesteśmy cząstką Wszechświata
I że warto dalej żyć.
Dusza
Dlaczego moja dusza
w moim ciele zamieszkała?
A gdyby była w Twoim,
czy kształt ten sam by miała?
Oficyna kołobrzeskich poetów i malarzy 2018
Brzask
Czy warto biec
w oszołomieniu
niepojętym
dla Ciebie
i dla mnie
do rozkwitu dnia
do dotknięcia
jak płatek akacji…
Otulasz mnie
pocałunkami
niczym płaszczem
utkanym z piżma
i róży.
Zasypujesz
palcami
niepokój.
Lecz na chwilę.
Na chwilę.
Bo później
Tęsknota
za wrzosem
za muśnięciem
za rozbłękitnieniem
za chwilą niebytu.
Niepokój
jak szary nietoperz
Przesłania barwy
rozpłomienionego świtu.
***
lampka wina
rozszerza źrenice
wycisza trzepot serca
pozwala zapomnieć
o tęsknocie
za szumem wikliny
zapachem jabłek w sadzie
żabim rechotem w lecie
za dotknięciem
spojrzeniem
uściskiem ręki
i czyimś oddechem
***
Może poezja
wcale nie w rymie
się mieści?…
Ale w uniesieniu?…
W staccato serca?
W lśnieniu łzy…
We wzruszeniu…
W słowach
które dźwignąć
potrafią z upadku?
I podnoszą z niego?
Oficyna kołobrzeskich poetów i malarzy 2017
Cień
Przymknij oczy …
Pragnę sprawdzić
Czy Twe rzęsy
Cień rzucają
na jaskółcze gniazdo…
Takie małe nagusieńkie…
Dziobki otwierają…
Myślą ,że to matka
skrzydłem swoim
Przesłoniła słońce…
– Rzęsy chronią tylko oczy?…
Tworzą nikłą plamę
na Twoim policzku?…
Daj mi wejść w tę szarość…
Pozwól się też zmieścić
i jaskółczym dzieciom…
Ochroń je tym cieniem
przed żarem
naszego pietyzmu
***
Czyjś uśmiech
Zwiewna sukienka
I zapominasz…
Później wracasz
z twarzą zastygłą
Spojrzeniem obojętnym.
Jesteś….Ale nie dla mnie..
Uśmiech niby dziecka
okazał się pajęczyną
dla skrzydeł Twego serca.
***
Dałeś Panie
obłoki
nieboskłonem
płynące…
Dałeś
ścieżki
kwiatami
pachnące…
Dałeś też
skalne
rozpadliny…
Dukty
kolcami
jeżyn
sukno
szarpiące
Dałeś osty
nas raniące…
Po co?…
****
Liliowy powój
kosmatą
brzęczącą
pszczołę
łąki zapach
Ci dałam
Nie chciałeś?
***
Ptaki
przebiły
skrzydłem
serce
i pofrunęły
w nieskończoność
chciały wrócić
nie trafiły
gdy trafiły
rozbiły się
o zamkniętą
skałę
obrosłą
bluszczem
na bliźnie
opuszczenia…